IV Niedziela zwykła
data dodania: niedziela, 28.01.2024
Tradycja
Żyjemy tak szybko, tak nowocześnie, że rok mija za rokiem. Jeden podobny staje się do drugiego. Dni wolne stają się momentem na wytchnienie, po którym znowu czekamy na wolne. I chociaż zmieniają się pory roku, nasze monotonne zajęcia nie dają nam wytchnąć, to jeszcze staramy się trwać przy tradycjach: imienin, urodzin, Bożego Narodzenia, Świąt Wielkiej Nocy. Tradycyjne może być przeglądanie zdjęć, czy inne sposoby wspólnego spędzania czasu. Taką tradycją jest także wizyta podczas kolędy.
I chociaż celebryci manifestują, że nie świętują Bożego Narodzenia, ani Wigilii, ani Pasterki, ani kolędy nie uznają – to jakoś nie krzyczą, że „sylwestra” też nie zamierzają spędzać tradycyjnie. „Sylwester” musi być tradycyjny. Czyli jakąś tradycję jednak sobie zachowują.
Trzymajmy się tych naszych rodzinnych tradycji, starajmy się kultywować tradycje chrześcijańskie, nie zamieniajmy Przyjęcia do I Komunii Świętej na Dzień Motyla, pamiętajmy, żeby 1 listopada, albo w Dzień Zaduszny, odwiedzić groby naszych Zmarłych osobiście, a nie tylko zapalić symboliczny znicz na wirtualnym cmentarzu.
Ludzkość już wie, co się dzieje, jeśli zerwiemy z tradycjami.
Więzy rodzinne się rozrywają, zostają pozorne kontakty, młodzi ludzie tracą poczucie tożsamości z bliskimi, a zadając sobie pytanie: „Skąd pochodzę?”, myślą o kosmitach, a nie o wspaniałych przodkach. Braknie powodów do rozmowy, ludzie mijają się jak na dworcu kolejowym, bo dom zaczyna przypominać taki dworzec: bez ozdób okolicznościowych, bez choinki, bez dyngusa, czy palmy. A kiedy mijamy się jak na dworcu, nie mamy wspólnych starań, ani wspólnych tematów, nie ma ekscytacji, zostaje zmęczenie i przygnębienie. Zamiast być obecnym na Wigilii można wałęsać się po ulicach, albo posiedzieć w pubie, jeśli otwarty. Ale czy to będzie świętowanie, czy kolejna powszednia męka, która podkreśli samotność człowieka?
„...trzeba być szalonym, żeby nie zdawać sobie sprawy, że młodsze pokolenia myślą, czy żyją w inny sposób i że tak ma być. Byłoby całkiem ponuro, gdyby każde pokolenie było kopią poprzedniego, świat nie poszedłby naprzód. Ja akceptuję z radością, że młodzi są inni niż ja. To, co u nich potępiam, to zarozumiałość w mówieniu: „Wszystko, co zrobiliście, jest pomyłką, zatem my zrobimy to od nowa” (Golda Meir). A tymczasem tradycja – to nic nowego, to dobra „metoda” na godne życie.
________________________________________
„Jednym z grzechów śmiertelnych kultury współczesnej jest to, że małodusznie unika ona frontalnej
konfrontacji z wartościami najwyższymi. A także aroganckie przeświadczenie, że możemy obyć się bez
wzorów (zarówno estetycznych, jak i moralnych), bo rzekomo nasza sytuacja w świecie jest
wyjątkowa i nieporównywalna z niczym. Dlatego właśnie odrzucamy pomoc tradycji, brniemy w
naszą samotność, grzebiemy w ciemnych zakamarkach opuszczonej duszyczki. Istnieje błędny pogląd,
że tradycja jest czymś podobnym do masy spadkowej, i że dziedziczy się ją mechanicznie, bez wysiłku,
dlatego ci, którzy są przeciw dziedziczeniu i niezasłużonym przywilejom, występują przeciw tradycji. A
tymczasem w istocie każdy kontakt z przeszłością wymaga wysiłku, pracy, jest przy tym trudny i
niewdzięczny, bo nasze małe „ja” skrzeczy i broni się przed nim.”
Zbigniew Herbert „Duszyczka”
III Niedziela Adwentu
data dodania: sobota, 16.12.2023
Bezimienne, zapomniane akty dobroci
Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, ale nasze spojrzenie na świat i na życie, różni się diametralnie od tego, co widzi i docenia Pan Bóg.
Niby to wiemy, ale czy rozumiemy?
Człowiekowi w życiu zależy na karierze, bogactwie, szalonej miłości, niezapomnianych podróżach – to wszystko się dla nas liczy w ostatecznym rozrachunku. Kiedy patrzymy wstecz, możemy wtedy powiedzieć, że żyliśmy pełnią życia, że jesteśmy „spełnieni”.
A co liczy się dla Boga?
Rozważając życie Jezusa widzimy: urodził się w stajence, miał biednych Rodziców, nie wiemy, co stało się z kadzidłem, złotem i mirrą, bo jakoś nie wyjechali w niezwykłą, kosztowną podróż. Gdy Jezus zaczął nauczać, nie głosił popularnych sloganów, więc Apostołów też miał niewielu. Rodziny nie założył, własnego pięknego, nowego domu nie miał. Śmierć przygotowano Mu jak najgorszemu zbrodniarzowi. Co tu docenić w takim życiu po ludzku „zmarnowanym”?
A jednak wiemy, że TAKIE życie Jezusa przyniosło ludziom zbawienie, więc było w oczach Boga niezwykle cenne i wyjątkowo potrzebne.
Jezus uzdrawiał ludzi zepchniętych na margines, rozmawiał z nimi, nauczał. Jego życie pokazało, że najlepsza część z życia człowieka to te małe, czasem bezimienne i czasem zapomniane akty dobroci i miłości (jak pisał William Wordsworth).
To, co w ludzkich oczach małe, w Bożym patrzeniu na świat ma wielkie znaczenie.
Wiele razy, kiedy patrzy się na sylwetki świętych, mówi się o tym, że Bóg wybrał „małych”, „chorych”, „niedoskonałych”, by pokazali światu, że Bóg patrzy inaczej na świat, widzi rzeczy „przydatne” tam, gdzie my widzimy „marność”.
Trudno nauczyć się Bożej perspektywy widzenia, ale można zapamiętać jedno, że do nieba zaprowadzą nas codzienne uczynki dobroci, nawet te niewielkie.
Robaczek – z rorat z św. Franciszkiem 2023 – budujemy stajenkę.
Branie i dawanie - w życiu musimy zachować równowagę. Bóg daje nam wiele, ale i my możemy dawać z siebie innym, którzy są naszymi braćmi. Dla św. Franciszka cenny był nawet najmniejszy robaczek, którego spotykał na swojej drodze.
Żyjemy w świecie, w którym każdy chce być wielki, a nawet największy. Jedni chcą być wielkimi naukowcami, inni wielkimi aktorami albo sportowcami… Wielkie osiągnięcia marzą się wielu osobom. Zupełnie inaczej żył i postępował św. Franciszek zapatrzony w małość i pokorę Bożego Dzieciątka. Najwyższy Bóg przychodzi do nas jako najmniejszy, jako maleńkie dziecko. Franciszek ukochał małość.
+ ... zacznij żyć
data dodania: sobota, 11.02.2023
Naród wybrany
W języku polskim słowo „wybrany” może mieć wiele znaczeń: wybrany – czyli w najlepszym gatunku, wybrany – jako wytypowany, wskazany, wyszukany.
Lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy „wybrani” - „wyjątkowi”, jesteśmy „wybrańcami losu” – gdy inni mają gorzej niż my. Jako Polacy też myślimy o sobie, że jesteśmy „narodem wybranym” w Europie – nie dlatego, że Polacy są wyjątkowi, ale że wyjątkowo dużo cierpieli w czasie swoich dziejów.
Żeby stado zwierząt się nie zgubiło – wybiera się pasterza. Żeby turyści się nie rozproszyli – biuro turystyczne przydziela przewodnika.
A jak było z „narodem wybranym”?
Ojciec Jacek Salij OP w tekście „Nadzieja poddawana próbom”* wyjaśnia:
„Boże wybranie jest odpowiedzią na ludzki grzech. Kiedy cała ludzkość była, wskutek swojego grzechu, pogrążona w nieznajomości Boga, a w konsekwencji zagubiła się moralnie - Bóg wybrał sobie Abrahama i dał mu się poznać na tyle, że ten stał się Jego czcicielem i człowiekiem sprawiedliwym. Rzecz jasna, ze strony Boga nie był to kaprys, tylko głęboki zamysł miłości wobec całej ludzkości, nie tylko wobec Abrahama i jego potomków. "Wszystkie ludy ziemi - zwierzył się kiedyś Bóg Abrahamowi ze swoich zamiarów - otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twoich potomków” (Rdz 28,14). Mianowicie przez Izrael, potomków Abrahama, miała się szerzyć znajomość Boga po całej ziemi. (…) Dlaczego Bóg dał się poznać bezpośrednio tylko Abrahamowi i tylko Izraelowi, a nie wszystkim narodom? (…) Nie bylibyśmy w stanie sami Go odnaleźć i miłować, Bóg postanowił dać się poznać niektórym z nas, abyśmy następnie już sami pomagali sobie wzajemnie w wychodzeniu z ciemności w światłość.
Czy nie mógłby do tej misji wybrać innych ludzi i inny naród? Mógłby. Dlaczego wybrał właśnie ten naród? Bo tak Mu się podobało. „Pan wybrał was i znalazł w was upodobanie nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz ponieważ Pan was umiłował i chce dochować przysięgi danej waszym przodkom” (Pwt 7,7n).
(…) Abraham, Mojżesz, prorocy oraz cały Izrael jako lud Boży byli pracownikami Bożymi, przygotowującymi ludzkość na przyjęcie Syna Bożego. Nasza ludzka natura na mądrość i miłość otwiera się stopniowo. Otóż Bóg dostosował się do tej właściwości naszej natury i stopniowo pogłębiał dar znajomości siebie, aż wreszcie dał nam się poznać przez swego Jednorodzonego Syna, przez Jego Ewangelię, krzyż i zmartwychwstanie.(…) Apostołowie zostali świadkami Jezusa Chrystusa i słuchaczami Jego Dobrej Nowiny nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich narodów. Zostali do tego wybrani. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał” (J 15,16).
(…) Dar wiary w Chrystusa jest równie niezasłużony, jak niegdyś dar wybrania Izraela spośród innych narodów: „Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu. Biorąc po ludzku, niewielu wśród was mędrców, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć (...)” (1 Kor 1,26-29”.
Dlaczego Bóg nie wybrał naszych praprzodków, Polaków? Bo w czasach, gdy Izrael był już państwem, nasi przodkowie nawet nie słyszeli o osiągnięciach cywilizacji, zajmowali się polowaniami na mamuty, starali się przetrwać w surowym klimacie puszcz Europy Północnej.
Ale jeśli w czasach współczesnych myślimy o „narodzie wybranym”, musimy to pojęcie utożsamiać z wszystkimi chrześcijanami – bo dano im już łaskę wiary, łaskę rozeznania co dobre i co złe. Tym „narodem wybranym” w obecnym pokoleniu jesteśmy my sami, wierzący z wszystkich krajów świata, ponad podziałami narodowościowymi. Wiara zaś, to nie tylko przywilej, ale i zadanie, by swoim „wybraństwem” pełnić misję ewangelizacji.
Radością, dzieleniem się nadzieją, stosowną postawą moralną, przyjmowaniem trudów życia z pokorą i zrozumieniem dla innych, możemy prezentować zalety bycia wybranym przez Boga.
* Żródło: http://mateusz.pl/ksiazki/js-npp/js-npp_08.htm
+ ... zacznij żyć
data dodania: sobota, 11.02.2023
Naród wybrany
W języku polskim słowo „wybrany” może mieć wiele znaczeń: wybrany – czyli w najlepszym gatunku, wybrany – jako wytypowany, wskazany, wyszukany.
Lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy „wybrani” - „wyjątkowi”, jesteśmy „wybrańcami losu” – gdy inni mają gorzej niż my. Jako Polacy też myślimy o sobie, że jesteśmy „narodem wybranym” w Europie – nie dlatego, że Polacy są wyjątkowi, ale że wyjątkowo dużo cierpieli w czasie swoich dziejów.
Żeby stado zwierząt się nie zgubiło – wybiera się pasterza. Żeby turyści się nie rozproszyli – biuro turystyczne przydziela przewodnika.
A jak było z „narodem wybranym”?
Ojciec Jacek Salij OP w tekście „Nadzieja poddawana próbom”* wyjaśnia:
„Boże wybranie jest odpowiedzią na ludzki grzech. Kiedy cała ludzkość była, wskutek swojego grzechu, pogrążona w nieznajomości Boga, a w konsekwencji zagubiła się moralnie - Bóg wybrał sobie Abrahama i dał mu się poznać na tyle, że ten stał się Jego czcicielem i człowiekiem sprawiedliwym. Rzecz jasna, ze strony Boga nie był to kaprys, tylko głęboki zamysł miłości wobec całej ludzkości, nie tylko wobec Abrahama i jego potomków. "Wszystkie ludy ziemi - zwierzył się kiedyś Bóg Abrahamowi ze swoich zamiarów - otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twoich potomków” (Rdz 28,14). Mianowicie przez Izrael, potomków Abrahama, miała się szerzyć znajomość Boga po całej ziemi. (…) Dlaczego Bóg dał się poznać bezpośrednio tylko Abrahamowi i tylko Izraelowi, a nie wszystkim narodom? (…) Nie bylibyśmy w stanie sami Go odnaleźć i miłować, Bóg postanowił dać się poznać niektórym z nas, abyśmy następnie już sami pomagali sobie wzajemnie w wychodzeniu z ciemności w światłość.
Czy nie mógłby do tej misji wybrać innych ludzi i inny naród? Mógłby. Dlaczego wybrał właśnie ten naród? Bo tak Mu się podobało. „Pan wybrał was i znalazł w was upodobanie nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz ponieważ Pan was umiłował i chce dochować przysięgi danej waszym przodkom” (Pwt 7,7n).
(…) Abraham, Mojżesz, prorocy oraz cały Izrael jako lud Boży byli pracownikami Bożymi, przygotowującymi ludzkość na przyjęcie Syna Bożego. Nasza ludzka natura na mądrość i miłość otwiera się stopniowo. Otóż Bóg dostosował się do tej właściwości naszej natury i stopniowo pogłębiał dar znajomości siebie, aż wreszcie dał nam się poznać przez swego Jednorodzonego Syna, przez Jego Ewangelię, krzyż i zmartwychwstanie.(…) Apostołowie zostali świadkami Jezusa Chrystusa i słuchaczami Jego Dobrej Nowiny nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich narodów. Zostali do tego wybrani. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał” (J 15,16).
(…) Dar wiary w Chrystusa jest równie niezasłużony, jak niegdyś dar wybrania Izraela spośród innych narodów: „Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu. Biorąc po ludzku, niewielu wśród was mędrców, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć (...)” (1 Kor 1,26-29”.
Dlaczego Bóg nie wybrał naszych praprzodków, Polaków? Bo w czasach, gdy Izrael był już państwem, nasi przodkowie nawet nie słyszeli o osiągnięciach cywilizacji, zajmowali się polowaniami na mamuty, starali się przetrwać w surowym klimacie puszcz Europy Północnej.
Ale jeśli w czasach współczesnych myślimy o „narodzie wybranym”, musimy to pojęcie utożsamiać z wszystkimi chrześcijanami – bo dano im już łaskę wiary, łaskę rozeznania co dobre i co złe. Tym „narodem wybranym” w obecnym pokoleniu jesteśmy my sami, wierzący z wszystkich krajów świata, ponad podziałami narodowościowymi. Wiara zaś, to nie tylko przywilej, ale i zadanie, by swoim „wybraństwem” pełnić misję ewangelizacji.
Radością, dzieleniem się nadzieją, stosowną postawą moralną, przyjmowaniem trudów życia z pokorą i zrozumieniem dla innych, możemy prezentować zalety bycia wybranym przez Boga.
* Żródło: http://mateusz.pl/ksiazki/js-npp/js-npp_08.htm
+ ... zacznij żyć
data dodania: sobota, 03.12.2022
Każdy bowiem poniesie własny ciężar” – myśli różne
Jakiś czas temu, podczas Apelu Jasnogórskiego abp Wacław Depo powiedział do zgormadzonych: „Przyjrzyjmy się swojemu chrześcijaństwu”.
Jako katolicy, przyglądamy się zwykle tym, którzy nie wierzą. Patrzymy na nich czasem z politowaniem, czasem z oburzeniem. Ich postawy nam się nie podobają, gotowi jesteśmy pouczać, co powinni w sobie zmienić. Widzimy „drzazgę” w oku bliźniego, a u siebie „belki” nie widzimy.
Trudno nam zapamiętać, że od oceniania jest Bóg, więc zasadę „Żyj i daj żyć innym” – powinniśmy często sobie powtarzać.
Jest taki fragment w Biblii: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli” (Ga 5, 14-15). Jak zostaną już „sami dobrzy”, kogo będziemy krytykować? „Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”(Ga 5, 22), bo „ducha” dał nam Bóg.
Niepokój daje świat, który nas otacza.
Pewnie dlatego Ojciec Adam Szustak apeluje, by wyłączyć media społecznościowe – FB, TikTok-a, aplikacje, które zaśmiecają nam umysł. Media przecież pokazują świat wykreowany – nie prawdziwy. Jeśli któraś matka z czasów, gdy nie było mediów wie, jak wychowywała swoje dziecko, teraz patrzy na „mamy instagramowe” – to tylko może się zastanowić, jak to możliwe, że nowoczesne kobiety mają tyle czasu, że umieszczają informacje z jednego dnia ze zdjęciami: „z poranka”, „z obiadu”, „z kawusi” – trzymając nieustannie dziecko na ręku. Można pozazdrościć. Ale też rodzi się pytanie: to taka mama jest „dla świata”, czy „dla dziecka”? Jak się wykreuje, wszyscy wierzą, że tak wygląda „prawdziwe macierzyństwo”. I jeszcze jedno. Też z mediów. Porównywanie siebie z innymi. „Niech każdy bada swoje własne postępowanie, a wtedy powód do chluby znajdzie tylko w sobie samym, a nie w zestawieniu siebie z drugim. Każdy bowiem poniesie własny ciężar.(….) Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon zbierze życie wieczne.” (Ga 6, 7-8). Każdy sam przed Bogiem będzie odpowiadał.
+ ... zacznij żyć
data dodania: sobota, 22.10.2022
Skupienie. Żeby dobrze wykonać zadanie w pracy, trzeba się na nim odpowiednio skupić: przygotować materiały, zorganizować miejsce, przemyśleć kolejne działania, żeby wszystko sprawnie udało się zrobić.
Żeby właściwie się modlić, trzeba także skupienia. Musimy duchowo się nastawić na modlitwę, wyciszyć, znaleźć odpowiednie miejsce, mieć świadomość, dlaczego chcemy się pomodlić.
Już przy pierwszym warunku – że trzeba się wyciszyć, pojawia się kłopot. Kiedy w telefonie co chwilę wpada sms, albo powiadomienie – o nowej wiadomości na Facebooku, o zamówionej przesyłce, o nowej dostawie w ulubionym sklepie, gdy szef albo współmałżonek stale wydzwania, trudno się skupić. Nawet inni wierni przebywający w pobliżu potrafią rozproszyć naszą uwagę.
Modlitwa odmawiana w zaciszu własnego mieszkania, ma kameralną scenerię, tworzy poczucie bezpieczeństwa, swojskości, ale może stwarzać złudne mniemanie o równości między wiernym i Bogiem. Modlitwa wypowiadana w pustym kościele – ma scenerię monumentalną, daje poczucie wielkości Boga i „małości” człowieka. Podkreśla to pokorę modlącego się, jego gotowość do poszukiwania, chęć poniesienia wysiłku w budowaniu relacji.
Zakładając, że już miejsce znaleźliśmy, musimy poszukać w sobie odpowiedzi na pytanie: po co tu na tej modlitwie jesteśmy? Bo przyzwyczajenie? Bo nudno, a na spotkaniu z innymi wiernymi zawsze się kogoś znajomego znajdzie do „pogadania”? Bo ciekawe, co na ogłoszeniach? Albo jaka tam dekoracja? Bo ładna pogoda i warto się przejść „tam i z powrotem”?
Po co tu jestem?
Jeśli już sobie uświadomię „po co?”, łatwiej będzie się skupić. Motywacja i pozytywne nastawienie do działania pomagają w koncentracji. Trzeba samemu się uspokoić, pobyć w ciszy. Milczenie czasem daje możliwość „odsłuchania” tego, co „mówi” nasze serce.
A jeśli chcemy modlić się tradycyjnie, trzeba skupić się na rozumieniu słów, które wypowiadamy, na emocjach, które z tymi słowami się będą wiązały i na myśli, że Bóg jest przy nas, Pan Jezus już się zbliża…
+ ... zacznij żyć
data dodania: czwartek, 29.09.2022
Kiedy miecz serce przenika
Gdy zginie 800 tys. ludzi, statystyki mogą zatrważać, narody będą rozpamiętywać masakrę, ale nasze uczucia wobec tej sytuacji śmierci szybko ulegną wyciszeniu.
Jeśli idziemy na pogrzeb sąsiada, rozmawiamy o tym, z jakimi okolicznościami nam się kojarzył, wspominamy, co powiedział, jakie miał przyzwyczajenia, jakim był człowiekiem dla innych. Ale po tych zdawkowych relacjach i wymianach wspomnień, pojawiają się komentarze, że „ładny miał pogrzeb”, że „świetnie była zorganizowana stypa”, „było ładnie” (!?) – no pewnie, bo to nie „nasz pogrzeb”…
Dopiero kiedy mówimy o śmierci kogoś z najbliższego otoczenia, kiedy padają słowa: „babcia grała z nami w szachy i przygotowywała taką pyszną galaretkę z bitą śmietaną”, „dziadek zawsze zabierał nas na sanki”, „mój mąż zawsze pamiętał o naszych rocznicach”, „moja żona zawsze wiedziała, gdzie zgubiłem kapcie czy rękawiczki”, to robi się nostalgicznie, czasem łezka kręci się w oku, a nasze refleksje o osobie zmarłej nabierają ciepłych, ale bardzo smutnych barw, bo zaczynamy rozumieć, że tej osoby z nami już nie będzie.
Jako chrześcijanie rozważamy szczególnie losy członków jednej, jedynej Rodziny – którą tworzyli Maryja z Józefem. Tą Osobą, która musiała pożegnać dwóch najbliższych sobie Ludzi, była Maryja. Jej milczące cierpienie daje wiele do myślenia. Słyszała słowa: „Twoje duszę miecz przeniknie”. Ale co innego usłyszeć słowa, a co innego przeżyć to, co słowa zapowiadały… Najpierw przy boku Maryi zabrakło Józefa. Potem widziała śmierć swojego Syna.
Człowiek w obliczu śmierci bliskich, jest tak bezradny, że czuje, jakby siły mu odjęto.
Matka bł. Jerzego Popiełuszki, zapytana co czuła, gdy dowiedziała się o Jego śmierci, powiedziała” „To jest ból taki, jak stąd (z ziemi – przyp.red.) do nieba”. Jaśniej chyba nie trzeba tłumaczyć.
Powinniśmy za takie matki w rozpaczy modlić się słowami modlitwy:
„Maryjo, Matko z sercem przeszytym mieczem boleści, bądź pocieszeniem i wsparciem dla tych matek, których smutek rozrywa serce. Rozpal w nich ogień miłości do Twego Syna i do drugiego człowieka.”
Dlaczego „my” mamy modlić się za nie?
Często rozpacz człowieka jest tak wielka, że sam na modlitwę nie ma siły. Jest płacz, cierpiące milczenie. To my, chrześcijanie, którzy jesteśmy wtedy obok, mamy rolę do spełnienia. To po to nas Pan Bóg przy nich postawił, żebyśmy swoją modlitwą tych ludzi w żałobie wsparli.
I nie chodzi tu tylko o matki, które tracą dzieci. Tu chodzi o każdą osobę, która kogoś straciła. Nie zawsze trzeba wygłaszać kondolencje, czasem nawet rodzina ich sobie nie życzy. Nie zawsze trzeba pocieszać, żeby nie płakali, czy nie martwili się, bo „jakoś to będzie”. Ale zawsze dobrze byłoby się za takie osoby pomodlić, bo zmarły był dla nich może dziadkiem, może synem, może córką, a to więcej znaczy niż liczba statystyczna. To cały bagaż wspomnień, który tak trudno „zamknąć”, którego nie da się „zostawić”.
+ ... zacznij żyć
data dodania: sobota, 24.09.2022
KOPIA SŁYNĄCEGO ŁASKAMI OBRAZU CHRYSTUSA MIŁOSIERNEGO Z PODPISEM „JEZU UFAM TOBIE” PĘDZLA A. HYŁY Z SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA W KRAKOWIE – ŁAGIEWNIKACH. SPORZĄDZONA NA PODSTAWIE ORYGINAŁU W DNIU 12.08.2022 PRZEZ DOROTĘ PIWOWARCZYK, ZA ZEZWOLENIEM ZGROMADZENIA SIÓSTR MATKI BOŻEJ MIŁOSIERDZIA NR 1/82/LIC/2014 Z DNIA 11.03.2014. NA PODSTAWIE TEJ KOPII NIE MOGĄ BYĆ WYKONYWANE REPRODUKCJE JAKAKOLWIEK TECHNIKĄ W TYM MALARSKĄ, KOMPUTEROWĄ LUB FOTOGRAFICZNĄ.
Otwarta brama
Wiele w tych dniach wspomnień o św. Ojcu Pio. Dziwimy się, że ten Niezwykły Człowiek podczas spowiedzi przypominał petentom grzechy, których nie chcieli pamiętać, że był szczery do bólu, kiedy nazywał zło złem, że nieprzejednanie starał się wypełniać wszystko zgodnie z tradycją chrześcijańską, z liturgią, że „nie szedł na łatwiznę”, że wytrwał w trudnym życiu i w modlitwie do końca. Był pokorny, a nie nonszalancki.
A my, prości ludzie tak czasem zastanawiamy się, czy przestrzeganie wszystkich przykazań jest na pewno potrzebne? Tłumaczymy się, że przecież „wszyscy tak robią”. Że współczesne życie jest tak inne i że o wiele trudniejsze niż kiedyś, więc nie możemy żyć tak pobożnie, jak w dawnych czasach. Że cywilizacja i tolerancja poszły bardzo „do przodu”, że nie można ludzi „trzymać w ciemnocie”. Po co mamy czuwać i trwać w wierze, kiedy „to nie jest nowoczesne”?
Tylko nie zastanawiamy się, kto nam te podszepty podsuwa.
A przecież, jeśli jesteśmy wierzącymi ludźmi, nie możemy nie pamiętać słów Ewangelii o pannach mądrych, przygotowanych na spotkanie z Panem i tych, które w zabieganiu przy pracy, obowiązkach – myślały, że „jakoś to będzie”.
Na czym polega moja mądrość, a na czym głupota?
„Współczesny świat zwodzi nas kuszącą wizją otwartej bramy, która ma oznaczać, że wszystko jest dozwolone. Zarazem nie chce dostrzec ciasnej bramy rozeznania i wyrzeczenia.” – tak podkreślał święty Jan Paweł II.
Czy idziemy drogą zbawienia? Czy pamiętamy, że ciasna brama prowadzi do życia wiecznego?
„Kto chce iść za mną, niech weźmie swój krzyż…”
Wiara opiera się na zaufaniu – stąd słowa „Jezu, ufam Tobie…”.
Wiara uruchamia myślenie, refleksję, nie pozwala bezmyślnie podążać za „wszystkimi”, za „modą”, za sprawami wyłącznie tego doczesnego świata.
Wiara daje owoce – dobre uczynki.
Daj Boże, żebym zrozumiał swoją wiarę.
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
W poniedziałek ćwiczenia z rehabilitantem o 17.00 w Domu Ojca Pio.
W środę o 17.00 Adoracja Modlitwy i Nowenna..
W czwartek Wieczór Uwielbienia o godz. 20.00.
W piątki o 17.00 próby Biedronek.
W sobotę Msza św. o godz. 8.00 i Różaniec.
W niedzielę Różaniec o 9.30.
Troska o Dom Twój Boże…
data dodania: sobota, 17.09.2022
Architekci nawet zwykłe budynki projektują pod kątem przeznaczenia. Zastanawiają się, jak zadbać o akustykę, albo wyciszenie ścian, jak starsi, czy dzieci, będą funkcjonowali w nowo budowanej przestrzeni, ile lat powinien służyć budynek, by właściciel był zadowolony z pracy budowniczych, kto w nim będzie przebywał i do czego będzie służył.
Kiedy król Salomon budował Pierwszą Świątynię, bo w niej miała znajdować się Arka Przymierza (dla Izraelitów Arka była równoznaczna z obecnością Boga), nie szczędził cedru ni złota, by Dom Boży był najpiękniejszy, by był miejscem odpowiednio godnym dla zamieszkania przez Boga. Było to wotum wdzięczności za Bożą opiekę nad narodem wybranym. Zaprosił nawet na uroczystość poświęcenia osoby niewierzące, by podziwiając piękno i wielkość świątyni, wyobrazili sobie, jak ważną Osobą dla niego i dla Izraelitów, jest Bóg.
Jezus, Król Wszechświata, kiedy chodził po świecie i zobaczył przekupniów w świątyni, przegonił ich, bo święty przybytek Boga Ojca powinien być sferą sacrum, miejscem rozmodlenia, a nie miejscem handlu. Chciał poszanowania miejsca przeznaczonego dla Ojca.
Dziś świątynie - gdy nie ma wiernych, nie ma księży, którzy opiekują się kościołem - stają się dyskotekami, bibliotekami, domami prywatnymi. Dziś taki budynek konsekrowany przed wiekami, do którego ze czcią, z modlitwą i zawierzeniem, przychodziły tysiące wiernych, pełni świeckie role. Smutny to koniec budowli sakralnych, bo nie w tym celu były wznoszone i nie dla tego były poświęcone.
Rosjanie w czasach komunizmu albo świątynie burzyli – i to zarówno kościoły katolickie, jak i cerkwie prawosławne, albo urządzali w nich magazyny zboża, buraków, które zwożono z kołchozów, byle bardziej upodlić miejsce święte. Dziś księża katoliccy, którzy pracują w takich zdewastowanych parafiach, starają się odbudować kościoły, często mówią, że najwierniejszymi budowniczymi nowych świątyń, są starsze, często ponad 80-letnie kobiety. Jako dziewczynki z rodzicami chodziły do kościoła, były w nim przyjęte do I Komunii, potem pozbawiono ich świątyni, a dopiero na starość pojawiła się możliwość, żeby w ich miejscowości, jak najbliżej domu, na nowo pojawił się kościół. Więc te kobiety mają jeszcze takie marzenie, żeby przed śmiercią, chociaż tylko raz uczestniczyć we Mszy świętej, w takim pięknym, nowym, wybudowanym przez siebie kościele.
Jeśli mamy blisko gdzieś kościół parafialny, na co dzień, nie zajmuje nas myśl, że to potrzebne miejsce. Przychodzimy, wychodzimy i nie ma refleksji nad budowlą. Dla niewierzących tego typu budynek zawsze będzie niepotrzebny.
A dla nas?
Pewna moja znajoma, dowiedziała się, że jej serdeczna koleżanka w podeszłym wieku, samotna pani z Poznania, jest u kresu sił, że nie ma jej kto pomóc, nawet nie ma kto zorganizować takiej pomocy, więc poczuła, że powinna tam pojechać. Widok na miejscu był opłakany, a stan chorej – jeszcze gorszy. Zacisnęła zęby, wzięła się do pracy i organizowania, co mogła, ale pewnego wieczoru nadszedł kryzys. Opieka nad ciężko chorą, rozpacz, brak nadziei, doprowadziły ją do krańcowego wyczerpania i znajoma poczuła, że nie daje rady, że musi choć na chwilę wyjść, żeby „nie zwariować”. Była noc. Zadzwoniła po taksówkę i ni stąd, ni zowąd powiedziała: „Proszę mnie zawieźć do kościoła”. Posiedziała w kościele, porozmawiała z Bogiem i spokojna wróciła do chorej.
To taki przykład, by wskazać, że nigdy nie wiadomo, czy kiedy wszystko zawiedzie, nie przyjdzie nam właśnie w kościele zwrócić się do Boga w beznadziejnej sytuacji. A to godne i odpowiednie miejsce, by człowiek mógł porozmawiać z Bogiem na najważniejsze tematy.
Nigdy też nie wiemy, jak długo o własnych siłach będziemy mogli do kościoła przychodzić.
Dbajmy o piękno naszej parafialnej kaplicy, bo to Boży Dom.
Dbajmy, by stawała się piękniejsza, by świadczyła o pięknie naszych serc i o naszej wdzięczności wobec Boga.
+ ... zacznij żyć
data dodania: sobota, 03.09.2022
W piątek 9 września zaczynają próby Biedronki.
W niedzielę o godzinie 10.00 jest Msza św. dziękczynna za plony czyli Dożynki i jest to niedziela z tacą inwestycyjną.
W niedzielę 18 września jest odpust Ojca Pio.
W piątek 23 września po wieczornej mszy św. o godzinie 18.00 jest spotkanie członków Grupy Ojca Pio. Zapraszam do grupy modlitewnej nowych członków. Spotkanie organizacyjne – reaktywacja grupy.
W niedzielę 25 września jest spotkanie Dzieci rozpoczynających przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej i Rodziców po Mszy św. o godzinie 11.30.
W niedzielę 25 września proszę o spotkanie z Młodzieżą i Rodzicami, którzy będą się przygotowywać do bierzmowania.
Dnia 29 września w czwartek o godzinie 20.00 jest Wieczór Uwielbienia prowadzony przez Wspólnotę Dobrego Pasterza.
Spotkać siebie
Są ludzie, którzy z pozoru mają wszelkie dobra – rodzinę, majątek, pracę, a są przeraźliwie samotni – w pięknym domu, w drogim samochodzie. Nawet jeśli komuś o tej samotności swojej powiedzą, to nikt im nie uwierzy: „No co Ty? Przecież wszystko masz, na co możesz narzekać?”.
„Dążą ludzie do sukcesu
tak, jak nakazuje moda,
żyją wciąż pod presją stresu.
Szkoda ludzkich serc tych, szkoda.
Spieszą się, przed siebie biegną,
nie umieją spojrzeć w niebo.
Co po drodze - wszystko jedno,
tylko meta celem biegu... (…)
Toczą między sobą boje,
o zaszczyty, przywileje.
Co na wierzchu? Twoje, moje.
Widać co się wokół dzieje:
przegrasz jedną, drugą bitwę.
Kupić tanio, sprzedać drogo.
Już zakończmy tę gonitwę
Trzeba wygrać z samym sobą.”*
W gonitwie, w ciągłej pracy, w hałasie i biegu wydarzeń, nie mamy czasu dla siebie. A gdy zdarzy się chwila zatrzymania, nie wiadomo, co ze sobą zrobić. Pojawia się dręcząca samotność.
Samotność nie zawsze jest tragedią. Czasem jest szansą, żeby wreszcie poznać siebie.
„Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno.” (Mk 6, 30-33).
To, że Jezus nakazał, by udali się „osobno” – skazywało ich na samotność. W dodatku „na miejscu pustynnym”. Po co Jezus dał Apostołom takie polecenie? Człowiek to „o-soba”. Mieli być o-sobno, żeby „pozbierać myśli”, „zdać sobie sprawę”, „mieć świadomość” ważnych rzeczy w swoim życiu, uporządkować myśli. Trzeba pobyć samemu, żeby „spotkać siebie”. Jeśli „spotkamy siebie”, to na pewno spotkamy Jezusa.
* Fragm. piosenki „Ja już wygrałem”.